_DSC8728_20160115_124552

09 kw. Cochin – uśmiechnij się, jesteś w Indiach!

Czy Kerala to prawdziwe Indie? Nie mamy pojęcia : ) Ale mamy wątpliwości, czy istnieje coś takiego jak jedne „prawdziwe Indie”. Indie, jakie zobaczyliśmy (bo nie poznaliśmy, to rzecz pewna) to niemożliwy do ogarnięcia konglomerat kolorów, zapachów, religii i idei. Zderzenie (a może koegzystencja?) nowoczesności i kompletnego średniowiecza. Absurdalne, zabawne, irytujące i fascynujące połączenie mistyki i przyziemności, kompletnego braku pragmatyzmu ze zmysłem handlowym, tradycji i ciekawości tego, co nowe i obce, cwaniactwa i serdeczności. Indie reklamują się jako „niesamowite” i bez dwóch zdań, nie ma w tym przesady.   Kerala też taka jest : )

_DSC8652_20160115_101043

Naszą podróż rozpoczęliśmy i zakończyliśmy w Cochin – nie będziemy powtarzać informacji  o kolonialnej historii miasta, bo znajdziecie to w każdym przewodniku. Przyznajemy bez bicia, że niewielkie, nieco senne i zagapione we własną przeszłość Fort Cochin nie urzekło nas jakoś specjalnie, za mało znaleźliśmy tam klimatu i luzu, a za dużo tandetnych turystycznych pamiątek. Mimo to, z całą pewnością zostanie nam w pamięci nie tylko, dlatego, że zjedliśmy tam najgorszy posiłek w Indiach ( a może i w ogóle, jak dotąd ; ). Także dlatego, że było łagodnym treningiem tego, że w Indiach wszystko działa według zupełnie odmiennych reguł, a te mogą zmieniać się z godziny na godzinę – w związku tym należy po prostu spodziewać się wszystkiego. Ahoj przygodo! Gotowi? To zobaczcie jak wyglądały nasze 2 dni w Cochin, co naszym zdaniem warto zobaczyć i na co uważać:

Słynne postkolonialne zabytki mogłyby spokojnie stać w jakimkolwiek europejskim mieście…

_DSC2553_20160131_141017

…ale jednak przy miejscu pierwotnego pochówku Vasco da Gamy mieliśmy trochę ciarki.  W Lizbonie widzieliśmy miejsce, w którym modlił się w noc przed swoją wielką wyprawą do Indii i gdzie znajduje się obecnie jego grób, a teraz mogliśmy zobaczyć jak wygląda brzeg, do którego dotarł i gdzie ostatecznie skończyła się jego wędrówka.

_DSC8617_20160115_084316

W zakurzonych składach handlowych piętrzą się jutowe worki z herbatą, kardamonem, pieprzem i chili, od którego aż kręci w nosie,  a poważni przedsiębiorcy zapisują długie kolumny cyfr w pożółkłych zeszytach i księgach. Biznes bez komputera? Można!

DSC_0014

Słyszeliście kiedyś prawdziwe szanty, takie, jakie śpiewa się przy pracy? A hinduskie szanty? To chociażby dlatego warto  zobaczyć tradycyjne chińskie sieci, będące pocztówkowym symbolem Cochin. Warto też zostawić napiwek rybakom za to, że pozwolili sobie pomóc z ciągnięciem lin : ) To prawda, jest to raczej przedstawienie dla turystów, niż prawdziwe rybołówstwo, ale co z tego, skoro naprawdę robi wrażenie i prawdopodobnie nie zobaczycie tego nigdzie indziej? A poza tym, jeśli będziecie mieli szczęście, to przepływające całkiem blisko sieci delfiny pomachają Wam płetwą : )

_DSC8733_20160115_124932 _DSC8703_20160115_123823 _DSC8696_20160115_123502 _DSC8756_20160115_125525_DSC2324_20160131_104611

Jeśli będziecie mieli w Cochin wolną godzinkę albo dwie (zwłaszcza, jeśli nie planujecie wizyty w Mumbaju) warto odwiedzić położoną kilka kilometrów za centrum tradycyjną ręczną pralnię Dhoby Khana, prowadzoną przez jedną rodzinę od 1720 r. Ciekawe, czy zaskoczy Was to samo, co nas – bo,  hmm, w Europie pranie uważane jest jeszcze gdzieniegdzie za babskie zajęcie, a tutaj tę ciężką fizyczną pracę wykonują głównie mężczyźni. I prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu zobaczycie w akcji żelazko na węgiel.

_DSC8904_20160116_094007 _DSC8908_20160116_094501 _DSC8916_20160116_095011 _DSC8922_20160116_095100

Do pralni podwiezie Was każdy zapytany kierowca tuk tuka i prawdopodobnie zaproponuje jeszcze kilka innych okolicznych atrakcji, np. świątynny festiwal. Jeśli zdecydujecie się skorzystać, upewnijcie się czy w momencie, kiedy dojedziecie na miejsce, festiwal będzie już albo jeszcze trwał. My tego nie zrobiliśmy i okazało się, ze festiwal co prawda jest „dzisiaj”, ale zaczyna się wtedy, kiedy my będziemy już na lotnisku ; )

_DSC8831_20160116_074050 _DSC8830_20160116_073902 _DSC8827_20160116_073731

Przy okazji zrozumieliśmy dokładnie jak to się dzieje, że co roku w czasie świątynnych festiwali giną ludzie stratowani przez słonie. W ramach próby generalnej przed uroczystością, między powiązanymi łańcuchami zwierzętami zaczęły z ogłuszającym hukiem wybuchać petardy. Przy pierwszym łupnięciu znienacka, sami się niemal nie potratowaliśmy. I upewniliśmy się w przekonaniu, że zwierzęta najbardziej lubimy oglądać na wolności.

_DSC8824_20160116_073241 _DSC8846_20160116_075951

Wieczorem przy plaży, pod wielkimi drzewami ludzie próbują złapać trochę chłodu.

_DSC8772_20160115_130823_DSC2357_20160131_112133

Sama plaża jest niestety niemożliwie zasyfiona, więc niespecjalnie mieliśmy ochotę spędzać tam więcej czasu. Ruszyliśmy  w stronę promenady, gdzie wieczorem zawiązuje się konsorcjum miejscowych rybaków i właścicieli okolicznych knajp. Od rybaków można kupić, co akurat udało im się złowić, a gdy już dokonacie transakcji, sprawnie przejmie Was restaurator – odholuje za rękę do swojego lokalu, snując po drodze kuszące opowieści,o tym co też zrobi Waszej rybce, jak już dotrzecie. A potem dotrzyma słowa – i to jest całkiem niezła opcja na wieczór.

Praktycznie:

♥ Koszt taksówki z lotniska do Fort Cochin  – 1200 INR. Droga trwa około godziny.

♥ Nocowaliśmy w 2 miejscach:

  1. Edreenna Chris Home Stay. Koszt 500 INR (ok. 30 zł) za noc. Świetna lokalizacja – parę minut od głównych atrakcji miasta, a jednocześnie trochę na uboczu, z bardzo przyjemnym widokiem z balkonu. Niezwykle mili, bardzo pomocni właściciele – przed przyjazdem zapytaliśmy o możliwość odebrania nas z lotniska, a kiedy w ciągu godziny nie odpowiedzieliśmy na maila, znaleźli nas na Whats`upie i dopięli wszystko na ostatni guzik – łącznie z przysłaniem zdjęcia kierowcy, który miał po nas przyjechać. Sam pokój był wyposażony bardzo podstawowo, ale mieliśmy wszystko, co trzeba, łącznie z ciepłą wodą i wi-fi, no i było w miarę czysto : p. Polecamy, ale jednocześnie zaklinamy na wszystko – NIE JEDZCIE TAM ŚNIADANIA. My zamówiliśmy indyjskie i dostaliśmy kilka bladych placków i wielką miskę w której najwyraźniej wylądowało wszystko, czego domownicy nie zjedli przez tydzień. Spojrzałam błagalnie na Wojtka, który jednak wykazuje się większym hartem ducha w takich sytuacjach. Wziął głęboki oddech i z pewnym trudem odrywając od ceraty szklankę z sokiem, golnął sobie na odwagę ; ) I tak, nie chcąc nikogo urazić, z rozpaczą w sercu międliliśmy to kęs po kęsie, chociaż rosło nam w ustach. Na koniec wylądowała przed nami słodka jak nieszczęście herbata z mlekiem. Kto, tak jak ja, ma koszmary po przedszkolnej bawarce i mleku z kożuchami, wie co przeżywałam. Na domiar złego tuż za naszymi plecami, nasz gospodarz podparty pod boki i najwyraźniej dumny z żoninej kuchni, życzliwie dopytywał, czy nam smakuje i czy już przynieść dokładkę.Tylko dla porządku dodamy, że to doświadczenie kosztowało nas 100 INR od osoby. OSTRZEGLIŚMY WAS.
  2. Tibet Home Stay – koszt 700 INR. Też niezła miejscówka, właściwie w samym centrum, z klimą, wi-fi, ciepłą wodą i dla odmiany całkiem niezłą indyjsko-tybetańską kuchnią.
Podobał Ci się ten tekst, znalazłeś w nim przydatne informacje? Daj nam lajka i podziel się ze znajomymi – będzie nam bardzo miło! Chcesz o coś zapytać, pogadać, albo napisać, że pięknie wyglądamy na zdjęciach 😜? Czekamy w komentarzach!
 

No Comments

Post A Comment