28 maja Zmiany są dobre, czyli co u nas słychać rok po powrocie
Nawet się nie obejrzeliśmy, jak minął rok, od kiedy zakończyliśmy roczną podróż i wróciliśmy do Polski. A był to intensywny czas, bo w całości poświęciliśmy go na to, żeby zorganizować sobie dokładnie takie życie, jakie chcielibyśmy mieć . Właściwie ciągle to robimy, ale jesteśmy już znacznie bliżej celu!
Kiedy już przywitaliśmy się z rodziną i znajomymi, na nowo zainstalowaliśmy się w domu, nacieszyliśmy się polskim jedzeniem, przyszła pora, żeby poważnie odpowiedzieć sobie na pytanie: jak będziemy teraz zarabiać na życie?
Obydwoje definitywnie rozstaliśmy się z firmami, w których pracowaliśmy przed podróżą i żadne z nas nie chciało wracać do zajęć, jakie wykonywaliśmy wcześniej. Braliśmy pod uwagę różne opcje, bo przecież z czegoś trzeba żyć, ale coraz bardziej byliśmy przekonani, że chcemy mieć pracę, która spełnia poniższe warunki:
– będziemy w niej robić to, w czym jesteśmy dobrzy i co sprawia nam przyjemność
– można ją łączyć ją z podróżami albo/i wykonywać ją w różnych miejscach na świecie
Zaczęliśmy od tego, że zastanowiliśmy się co naprawdę lubimy robić i co wychodzi nam dobrze. A potem z tego co, co wymyśliliśmy, wybraliśmy rzeczy, które mogłyby stać się naszym nowym zawodem.
I oto, co nam wyszło:
Dla większości z Was nie jest tajemnicą, że jedzenie i lokalna kuchnia to ważny element naszych podróży. Ale niewielu z Was wie, że to Wojtek jest w naszej dwójce najbardziej nieustraszonym poszukiwaczem smaków. Potrawka z jedwabników w Wietnamie? Podejrzanie wyglądająca sfermentowana zupka, do której ustawia się najdłuższa kolejka na całym targu? Wojtek byłby nieszczęśliwy, gdyby nie spróbował. Ta ciekawość i kulinarna otwartość procentują, bo Wojtek gotuje świetnie. W dodatku potrafi robić w kuchni 10 rzeczy naraz, wymyślanie nowych przepisów albo twórcza ich interpretacja sprawia mu wielką frajdę, a jakby tego było mało, po wszystkich tych działaniach, kuchnia błyszczy jak gabinet chirurgiczny albo biurko dyrektora sanepidu.
Nie jest więc w sumie zaskoczeniem, że w wyniku naszych przemyśleń, Wojtek postanowił zająć się kuchnią profesjonalnie. Czyli, mówiąc wprost, zostać kucharzem.
Ja natomiast dobrze się czuję rozmawiając z ludźmi. Znam się na jedzeniu, potrafię opowiadać historie i uwielbiam szukać detali, które powodują, że miejsca, jakie odwiedzamy są wyjątkowe. Lubię też się uczyć i dzielić się z innymi tym, czego się nauczyłam. Najlepiej, żeby to wszystko odbywało się w ruchu, bo biurka działają na mnie usypiająco ; ) Dodałam dwa do dwóch i wyszło mi, że powinnam zostać przewodnikiem lub pilotem wycieczek – albo jednym i drugim, bo czemu nie ; )
Kiedy już wiedzieliśmy, co chcemy robić, poszukaliśmy firm, które mogłyby być zainteresowane współpracą z nami. Jak myślicie, co się wydarzyło? Otóż na większość naszych maili nikt nie odpowiedział, dostaliśmy też kilka grzecznych wiadomości odmownych. W sumie nawet nas to nie zdziwiło – wiedzieliśmy, że kompletna zmiana ścieżki zawodowej nie będzie łatwa. Ale to przecież żaden powód, żeby się zniechęcać!
I mieliśmy rację – w końcu pojawiły się oferty, które pozwoliły nam postawić pierwsze kroki w nowych zawodach.
Wojtek dostał propozycję wyjazdu do Francji, by przez prawie sześć miesięcy pracować i uczyć się „na żywym organizmie” w wielkiej hotelowej kuchni. Decyzja, żeby przyjąć tę ofertę nie była łatwa, bo nigdy nie rozstawaliśmy się na tak długo, ale już teraz wiemy, że dobrze, że ją podjęliśmy.
Powodzenie większości planów zależy od tego, jak dobrze są przygotowane – a ten wyjazd był niezłą szkołą. A jedną z cenniejszych rzeczy, jakie Wojtek z niego przywiózł jest przeświadczenie, że profesjonalna kuchnia to naprawdę miejsce dla niego.
Oczywiście nie znaczy to, że Wojtek przestał robić zdjęcia! Z Francji przyjechała cała seria portretów kuchennych.
Z kolei ja zostałam poproszona o poprowadzenie kilku podróży kulinarnych. I pierwszy raz w życiu poczułam, jak bardzo prawdziwe jest powiedzenie „rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani dnia”. Z drugiej strony jednak uświadomiłam sobie, jak wiele powinnam się jeszcze nauczyć, żeby wykonywać tę robotę tak dobrze jakbym chciała – a zdecydowanie lubię być dobra w tym co robię.
Zaczęłam więc szukać kursu dla pilotów wycieczek. Jeśli wrzucicie to hasło w wyszukiwarkę, to zorientujecie się, że jest w czym wybierać – od internetowych szkoleń za dwie stówki do wielotygodniowych kursów za parę tysięcy. Wybór wcale nie jest łatwy, więc przyjęłam trzy podstawowe kryteria:
1. Muszę być przekonana, że na tym kursie rzeczywiście się czegoś nauczę – co oznacza, że:
a) musi być on zorganizowany przez instytucję albo firmę, która jest dla mnie wiarygodna
b) powinien stawiać na zajęcia praktyczne, najlepiej prowadzone przez ludzi, którzy zęby zjedli na tym, czego uczą i dorobili się odcisków na tyłku od godzin spędzonych na lotniskach i w autokarach
2. Chcę, żeby kurs odbywał się w Trójmieście – bo dojazdy i ewentualne noclegi pożerają czas no i generują dodatkowe koszty.
3. Cena powinna być rozsądna. Nie wierzę w kursy za dwie stówy, ale parę tysi to dla mnie za dużo.
Z powyższego wyszło mi, że najlepszym wyborem będzie dla mnie kurs pilotów wycieczek organizowany przez Kadry Turystyki. Kurs objęła patronatem Polska Izba Turystyki, co pozwalało mieć nadzieję, że szkolenie będzie miało przyzwoitą jakość, odbywał się w Gdańsku , a cena plasowała się mniej więcej w połowie stawki, z tych funkcjonujących na rynku.
I to był strzał w dziesiątkę. Szkolenie trwa 10 dni i jest tak intensywne, że czasami po ośmiu godzinach miałam wrażenie, że głowa mi dymi. Ale jednocześnie nie pamiętam, żebym kiedykolwiek nauczyła się tak dużo, bawiąc się tak dobrze. Może dlatego, że większość zajęć ma charakter warsztatów, a może dlatego, że trenerzy nie tylko mają wieloletnią praktykę w turystyce, ale też potrafią się swoją wiedzą dzielić. A wierzcie mi, nie ma nic gorszego, niż szkolenie z wybitnym specjalistą, który niestety nie ma żadnego talentu pedagogicznego, za to uwielbia długie monologi i specjalistyczne określenia, które oprócz niego znają jeszcze tylko trzy osoby na świecie. Otóż na tym kursie jest dokładnie odwrotnie.
Dodatkowo, przygotowuje on do egzaminu pilockiego w ramach Zintegrowanego Systemu Kwalifikacji – a zdanie tego egzaminu może bardzo ułatwić szukanie pracy początkującym pilotom.
Jeśli jest tu ktoś, kto myśli o tym, żeby połączyć pracę z podróżami (a pewnie tak, skoro zaglądacie na blog o podróżach), to moim zdaniem Kadry Turystyki to dobry adres, żeby zacząć. Wiem, co mówię, bo swój egzamin zdałam w maju i już pracuję jako pilot.
Piszemy Wam o tym wszystkim, bo mamy graniczące z pewnością przekonanie, że są wśród Was osoby, które chciałyby dokonać jakieś dużej życiowej zmiany – wyjechać w długą podróż, założyć własną firmę, zamieszkać w innym kraju, zmienić pracę, czy cokolwiek się Wam marzy. Wiemy też z własnego doświadczenia, co się wtedy czuje – obawy, czy się uda, lęk, czy damy sobie radę w nowej sytuacji, czy o to, jak naszą decyzję przyjmie otoczenie.
I wiecie co Wam powiemy? Nikt Wam (i nam) nie da gwarancji, że się uda. Jeśli zdecydujecie się na zmianę, to na pewno będziecie się wiele razy bać, wstydzić, czuć jak głupek i popełniać błędy (my też tak mamy). No i co z tego, jeśli doprowadzi Was to do życia, o jakim marzycie?
Kiedyś już napisaliśmy, że życie jest teraz i dlatego nie ma na co czekać z realizacją marzeń. Dzisiaj dodalibyśmy do tego, że życie jest po to, żeby próbować nowych rzeczy i nie przejmować się za bardzo tym, czy się uda. Więc jeśli czegoś naprawdę bardzo chcecie – opracujcie swój plan i do dzieła!
A my już teraz trzymamy kciuki!
Iza
Podobał Ci się ten tekst? Bardzo nam miło, robimy to dla Ciebie : ) Jeśli uważasz, że jest przydatny, udostępnij go dalej! Jeśli masz pytanie lub chcesz nam coś opowiedzieć, zostaw komentarz : ) Zapraszamy również na naszego facebooka i instagrama – tam zobaczysz co u nas słychać teraz.
Wpis powstał we współpracy z Kadrami Turystyki, organizatorem szkoleń dla pilotów wycieczek, przewodników, rezydentów i pracowników biur podróży.
No Comments