DSC_1851-01

05 sie 5 znakomitych miejsc na śledzia w Amsterdamie

Muszę się Wam przyznać do jednego. Moja sympatia do solonych śledzi jest dosyć świeżej daty – jeszcze całkiem niedawno na hasło „śledzik”, uciekałam z krzykiem, że fuj i sami sobie jedzcie to słone surowe rybsko. Ta niechęć mogła mieć swoje źródło w domowej kaszubskiej tradycji, aby na piątkowy obiad podawać ziemniaki w mundurkach  z solonym śledziem w śmietanie, z cebulą i jabłkiem.

Wszyscy święci, jak ja tego nienawidziłam! Śledź był dla mnie za twardy, smak zbyt intensywny, a świadomość, że ryby nie poddano żadnej obróbce termicznej budziła mój najwyższy niepokój. Całe szczęście, po niezbyt długich namowach, rodzina uznała, że nic na siłę i stanęło na tym, że w piątek jadam ziemniaki z rzeczoną wyżej cebulą w śmietanie, i to było bardzo ok.

Ten stan rzeczy  trwał do momentu, kiedy poznałam Wojtka i  zaczął przyjeżdżać do mnie na weekendy. Moja mama, wiedziona nieomylną matczyną intuicją, od razu wyczuła, że to będzie mężczyzna mojego życia i należy zrobić wszystko, aby go, broń boże, nie zniechęcić. A, że z mamowego, przeprowadzonego niby mimochodem wywiadu wynikło, że rodzina Wojtka hołduje tradycji piątkowego postu, śledziki wjeżdżały na  stół z jeszcze większą regularnością, a Wojtkowi trafiały się największe porcje. Ja się w to nie mieszałam – skoro lubi, niech je, a że przy okazji łapie sztamę z przyszłą teściową tym lepiej.

I tak to szło, dosyć długo, Wojtek z dochodzącego absztyfikanta stał się mężem, mama odetchnęła z ulgą, a Wojtek w przypływie szczerości wyznał, że ten piątkowy śledź wykręcał mu mózg i wnętrzności, ale bohatersko jadł, zachowując pokerową twarz, żeby nie urazić najlepszej z teściowych.

Po tym wyznaniu zarzuciliśmy śledzie na długi czas. Aż trafiliśmy do słynnej sasińskiej restauracji „Ewa zaprasza” i zostaliśmy poczęstowani ich kultowymi śledziami, po które podobno przyjeżdżają tam pielgrzymki z całej Polski. No i okazało się, że śledzia jednak całkiem lubimy. Tylko, że dobrego.

Z dobrym śledziem jest jednak w Polsce kłopot. Nie mówię już nawet o  zdrowotnym aspekcie jedzenia bałtyckich ryb – a tu, co jakiś czas pojawiają się poważne ostrzeżenia, związane z zawartością w rybach takich toksycznych substancji jak dioksyny czy polichlorowane bifenyle (PCB). Tak, tak, dobrze kojarzycie – dioksyny, to między innymi te związki, którymi próbowano otruć Wiktora Juszczenkę, a z kolei PCB używa się na przykład do produkcji środków owadobójczych. Przyznacie, nie brzmi to jak przepis na danie życia, chyba, że mamy na myśli ostatnią wieczerzę. Pomijając już jednak te kwestie – większość dostępnych na rynku śledzi dobra jest może na zakąskę dla Beara Gryllsa albo innego Chucka Norrisa, co to  pszczołę przeżują, zagryzą podeszwą, a potem wypiją tyle wódki, że i tak  nic z tego nie będą  pamiętać, ale my aż tacy twardzi nie jesteśmy.

Jeśli Wy też nie, to zróbcie sobie przyjemność i wyskoczcie choć na chwilę do Amsterdamu. Holendrzy potrafią w śledzia, a ich narodową dumą są Hollandse Nieuwe szerzej znane jako matjasy. I te matjasy, imaginujcie sobie nie mają nic wspólnego z produktem „śledź typu matjas”, który urąga przyzwoitości na sklepowych półkach w naszej ojczyźnie.

Prawdziwy matjas czyli Maatjesharing to młodziutki śledź oceaniczny, który nie osiągnął jeszcze dojrzałości płciowej i nie przeszedł pierwszego tarła a jego nazwa oznacza dosłownie Śledzia Dziewicę ; ). Taki dziewiczy śledzik jest kusząco tłusty (musi mieć ponad 16% tłuszczu) i wabi ślicznym, różowo – srebrzystym kolorem. Oprócz tego musi przejść rygorystycznie przestrzegany (i trzymany w sekrecie!) proces obróbki – z wielkim znawstwem pisze o tym na swoim blogu Samira i naprawdę warto do niej zajrzeć.

Matjasy poławia się od końca maja do początków lipca, a my mieliśmy farta być w Holandii właśnie w tym okresie, wiec wpadliśmy w sam środek śledziowej fiesty.  Zatytułowaliśmy ten wpis  „5 znakomitych miejsc na śledzia” a nie np. „5 najlepszych miejsc  na śledzia” – bo tak  naprawdę pierwszorzędną rybę traficie w Amsterdamie prawie wszędzie.

My wszędzie nie zdążyliśmy być, chociaż zrobiliśmy sobie prawdziwy Dzień Śledzia, ale tam, gdzie byliśmy zjedliśmy śledzie tak dobre, że mieliśmy ochotę stepować. Czuliśmy się jak Rico z „Pingwinów z Madagakaru”, który wykonał wyjątkowo spektakularne KABOOM! i trafił do śledziowego raju. Czego i Wam życzymy, więc poniżej lista osobiście przetestowanych kozackich śledziowych miejscówek.

  1. Frens Haringhandel, Singel 468/ Koningsplein 

DSC_1468-01

Pierwsze miejsce, które odwiedziliśmy i zdaniem Wojtka – najsmaczniejsze. Jak w większości tego typu lokali, śledź podawany jest w dwóch wersjach – jako filet, posypany pokrojoną w kosteczkę białą cebulką i z kilkoma plastrami piklowanego, lekko słodkiego ogórka oraz w formie kanapki, w której to wszystko, co powyżej trafia do miękkiej, pszennej bułki. Śledź jest jak trzeba, tłuściutki i różowy a w bonusie macie jeden z najsłynniejszych i najstarszych amsterdamskich kanałów i świadomość, że właśnie tu matjasa próbował też Anthony Bourdain.

DSC_1474-01 DSC_1477-01

2. Jonk Volendammer Haringhandel Spui 7a (Kalverstraat)

DSC_1813-01

Jedna z najpopularniejszych śledziowych miejscówek w mieście. Zaskoczenia nie będzie – dostaniecie tu śledzia o teksturze miękkiego masła, o gładkim okrągłym smaku. Za to bułka jakby nieco konkretniejsza niż u konkurencji – w sam raz na małe co nieco po dłuższym spacerze.

DSC_1811-01

3. Stubbe Haring Singel Haarlingersluis, 1013

DSC_1872-01

Rodzina państwa Stubbe  handluje rybami w Amsterdamie od ponad stu lat, więc jasna sprawa, że wiedzą co robią. Ich śledź jest rozkosznie tłuściutki i zalotnie połyskliwy, a obserwowanie jak sprawnie przyrządzana jest taka zgrabna porcyjka, to + 100 do przyjemności.

Stoisko jest parę kroków od stacji kolejowej Amsterdam Centraal i jest prawdopodobnie najlepszym miejscem, do którego należy skierować kroki przybywając, albo wyjeżdżając z miasta.

DSC_1883-01 DSC_1890-01

4. Meer Dan Vis, Tweede Egelantiersdwarsstraat 13

ryb

Jedyny lokal w tym zestawieniu, który nie jest uliczną budką, a niewielką restauracją specjalizująca się w rybach i owocach morza. Oprócz śledzia, który jest tu – co za niespodzianka – znakomity, szczycą się też niezłą fish and chips, czyli rybą z frytkami. I słusznie się szczycą, bo ciasto w którym usmażono rybę jest chrupiące i lekkie, sama ryba soczysta i delikatna, a frytki w porządku. Jedynie przemysłowe sosy z wielkich pojemników są z zupełnie  innej historii, ale po pierwsze naprawdę nie musicie ich jeść, a po drugie nawet jak zjecie, to też świat się nie skończy. To nie jest żadna ęą knajpa z kryształowymi kieliszkami tylko sympatyczne bistro, w którym dostaniecie kanapkę z rybą, albo weźmiecie coś na wynos, bo mają też mały sklepik z rybnymi przetworami.

Drobna uwaga – na witrynach restauracji nie ma nazwy Meer dan Vis tylko Urker Viswinkel. Nie dajcie się zwieść, to jest to miejsce.

DSC_1858-01

A po zakupach i obiedzie, przejdźcie się po okolicy, bo Meer dan Vis znajduje się w uroczej, pełnej galerii, knajpek i zabawnych sklepików, dzielnicy Jordaan. Tymi samymi uliczkami chadzał Rembrandt, który mieszkał po sąsiedzku, więc śledzie w dłoń i ruszajcie jego śladem.

5. Stoisko na Albert Cuyp Market Albert Cuypstraat, 1073 BD

DSC_1726-01

To z kolei absolutnie mój numer jeden i w sumie coś z kategorii objawień. Jeśli ktoś chciałby się przekonać, co naprawdę znaczy „rozpływać się w ustach”, powinien spróbować śledzia, którego tu podają. Jest tak miękki, że można by go rozsmarować, różowy i błyszczący jak ogon małej syrenki i przywodzi na myśl takie pojęcia jak „poranek nad północnym morzem” „dobre życie”  i „omega 3”.  Wszystkie pozostałe śledzie były gdzieś w tle delikatnie słone, a w tym sól była kompletnie nie wyczuwalna – to był czysty, skoncentrowany morski smak, samo dobro z głębin oceanu, morskie masło, które mogłabym jeść łyżkami.

Stoisko nie ma nazwy, więc rozglądajcie się za blondynką ze zdjęcia powyżej. To powinny być przyjemne poszukiwania, bo cały market jest sympatyczny i pełen różnych dobroci. Nie żałujcie sobie!

DSC_1734-01 DSC_1797-01DSC_1785-01DSC_1772-01DSC_1373-01 DSC_1387-01

Praktycznie:

🍀 Porcja śledzia w ulicznej budce kosztuje 2-3 euro. Z bułką – 1 euro więcej

Podobał Ci się ten tekst, znalazłeś w nim przydatne informacje? Daj nam lajka i podziel się ze znajomymi – będzie nam bardzo miło! Chcesz o coś zapytać, pogadać, albo napisać, że pięknie wyglądamy na zdjęciach 😜? Czekamy w komentarzach!

 

No Comments

Post A Comment